czwartek, 31 grudnia 2009

Dyżur Sylwestrowo-Noworoczny

Jest nadzieja, że nie będzie strasznie dużo pracy. W Szwajcarii, a szczególnie w mojej okolicy nie ma tradycji puszczania fajerwerków, a jeśli już to są to turyści.

Tak więc piszę na bieżąco co się dzieje:

* Zaczerwieniony, bolesny nadgarstek z wyczuwalną wypukłością...zapalenie stawu.
* Grzybica paznokci stóp.
* Grypa.
* Podejrzenie zapalenia uchyłków jelita grubego -> szpital.
* Naderwane więzadło poboczne przyśrodkowe kolana.
* Przeziębienie.
* "Kciuk narciarza".
* Złamanie kości promieniowej "loco typico" z przemieszczeniem o połowę śr. -> szpital
* Zerwane więzadło poboczne przyśrodkowe kolana.
* Złamanie spiralne kości piszczelowej u dziecka.
* Angina.
* Pęknięte żebro.
* Zapalenie błony śluzowej j. ustnej.
* Rana podudzia.
* Zapalenie ucha środkowego.
* Zamknięcie szyny gipsowej - złamanie kości promieniowej 2 dni temu
* Złamanie kości promieniowej "loco typico". Gips.

EDIT:
18:00 - 23:45 nic się nie działo.

23:45 - niemowlę z anginą, skończyłem o 00:15.....

EDIT:
Wróciłem do domu i położyłem się na kanapie spać. Wiedziałem, że coś będzie a szkoda mi było budzić resztę rodziny... i było.

Godz. 3:58, telefon od dyspozytorki. Nieprzytomna 19-latka pod dyskoteką w sąsiedniej miejscowości. Już się miałem zbierać, ale połączyła mnie z osobą dzwoniącą: "Halo, co się stało? - Już wszystko OK, ona czuje się dobrze. - Czy na pewno nie potrzebują Państwo pomocy lekarza? - Nie! Tuut, tuut, tuut.....".

Resztę nocy spałem dobrze.

1 STYCZNIA 2010

O 9 rano zaczęły się telefony kaszlących, przeziębionych ludzi. Typowe dla wolnych dni przed południem. Tak więc c.d.:

* Zapalenie ucha środkowego, perforacja błony bębenkowej.
* Kaszel.
* Zapalenie ucha środkowego.
* Angina.
* Zaraz przyjedzie "kciuk narciarza".

EDIT:
Jest piękny, słoneczny dzień, więc spodziewam się popołudniu wielu urazów narciarskich...

* Lek p/bólowy dla wczorajszego złamania.
* Nagrałem zdjęcie rtg innego wczorajszego złamania.

EDIT:
Miałem iść na obiad ale w tej samej sekundzie zadzwoniło dwóch pacjentów.

* Grypa.
* Oko. ??? zobaczymy, pewnie zap. spojówek.

EDIT: Grypa się spóźnia 25 minut. Oko przekłada termin na późne popołudnie. Obiad w domu już zimny... czekam dalej...

EDIT:
* Złamanie kciuka - gipsowanie.
* Skręcenie łokcia - opatrunek.
* Zapalenie pęcherza.
* Grypa.
Przyjechało oko.

EDIT:
Oko to nie do końca wyleczone zapalenie spojówek. Teraz pusta godzina w kalendarzu. Jechać do domu czy nie, oto jest pytanie. :)

EDIT:
* Od tygodnia nudności i wymioty. Możliwa ciąża.

EDIT:
Od 17 do 20 nic się nie działo.

Godz. 20:15 telefon: Kucharz z pobliskiego hotelu rozciął sobie palca. :)

Chwilę później telefon: dziecko ma silny ból ucha.

Zamówiłem wszystkich do przychodni i pojechałem.

* Rana cięta palca - szycie.
* Zapalenie ucha środkowego.

2 godziny później telefon. Snowboardzista upadł 6 godzin wcześniej i boli go teraz ręka. Więc znów w samochód, do przychodni, uruchamianie komputerów, rentgena, zdjęcie OK.

* Dystorsja nadgarstka. Orteza, kasa, do domu.

EDIT:

Godzina 3:50 telefon od dyspozytorki. Dzwoniła policja z sąsiedniej wsi (dużo hoteli i dyskotek). Zgarnęli z ulicy towarzystwo z prawie nieprzytomną młodą dziewczyną. Po krótkiej rozmowie z policjantem wolę to sprawdzić.

Ubieram się, jadę do przychodni, biorę samochód lekarski ze sprzętem i po krętej górskiej drodze jadę prawie km wyżej. Przy wjeździe do wsi czeka na mnie radiowóz i eskortuje do komisariatu.

Zastaję tam towarzystwo kilku młodych osób, które były na dyskotece. Jedna siedzi ze spuszczoną głową. Krótki wywiad i badanie. Ciśnienie i tętno OK. GCS 15. Alkohol wg pomiaru policji 0,00. Czuje się już lepiej. Pozwalam na odjechanie do domu. Wracam. Dom. Spać.

Godz. 8:00 - dyżur zakończony! Do następnego razu. :)

środa, 30 grudnia 2009

Święta, Święta...

... i po Świętach.

Moja podróż był bardzo ciekawa. Prawie 1700 km, 29 godzin jazdy z przerwami. Śnieg, deszcz, ślisko, super. Samochód załadowany do granic możliwości. Sam się zdziwiłem ile może się zmieścić w SUVa.

Reszta rodzinki dotarła samolotem i zaczęło się nowe życie. Jest inaczej, zupełnie inaczej niż w Polsce. Z jednej strony miło i przyjemnie, z drugiej na pewno drożej w kwestii wyżywienia niż na początku myślałem - normalne zakupy spożywcze świąteczne to 250-300 CHF, jednak zarobki rekompensują wszystko.

Urzędy też się nie spieszą. Czekam już miesiąc na dowód obcokrajowca i oficjalne pozwolnie na pobyt i pracę. Na szczęście założyłem bez problemu konto w banku i jutro będzie pierwszy pełny przelew za miesiąc pracy. :)

A w pracy... sajgon! :) Nagle po Świętach zjechało się pełno turystów. Z dnia na dzień pojawiły się tłumy na ulicach, tworzą się korki na parkingach przy sklepach i nie ma czasu siąść w przychodni. Codziennie kilkanaście urazów narciarskich, oczywiście dalej przeziębienia, grypy, "dziwne" dermatozy, ospy wietrzne, dzisiaj kilka przypadków zakażeń rotawirusami. Nie nudzimy się, ale jestem zadowolony. Wspaniała okazja na poznanie traumatologii - przeważają kolana i oczywiście złamania loco typico. Większość złamań to początkujący snowboardziści, nie umią po prostu upadać i łamią sobie ręce.

Dziś dyżur, jest pierwsza w nocy i mam nadzieję, że już nikt nie zadzwoni, ale prawdziwym wyzwaniem będzie pojutrze Sylwester i Nowy Rok. Mam dwa dyżury pod rząd w te wyjątkowe dni i szykuję się już psychicznie na brak snu. Może być ciekawie. :)

Dobranoc z 1600 m n.p.m.

wtorek, 15 grudnia 2009

Sezon otwarty

Wpadłem w wir pracy, jeśli można to tak nazwać. Powoli zaczyna się sezon narciarski i wyraźnie to odczułem w ostatni weekend. Był to mój pierwszy dyżur weekendowy, który mam co 3-4 tygodnie. Akurat teraz wszystkie kolejki i wyciągi były za darmo, na dodatek nasza przychodnia dyżurowała jako jedyna w okolicy więc miałem na głowie 5 miejscowości turystycznych.

Z reguły patrząc na listę pacjentów w ostatnich tygodniach, w soboty i niedziele było może 5-10 osób a w trakcie mojego sobotnio-niedzielnego dyżuru około 40. Kilka złamań i podwichnięć. Dużo ran, szczególnie twarzy. Grypy, mała epidemia ospy wietrznej i inne drobne schorzenia. Tak więc nie narzekałem na brak zajęcia,  ale na szczęście pomagała mi pielęgniarka. Zrobiłem też małe szkolenie chirurgiczne nowemu koledze, który jest lekarzem rodzinnym.

Poza tym dwa ciekawe przypadki. Zdiagnozowałem odmę samoistną i miałem też nieco dramatyczny przypadek z perforacją przewodu pokarmowego z powodu wrzodu. Wszystko zakończyło się dobrze, pacjenci zostali zoperowani w najbliższym szpitalu i czują się dobrze.

Od dziś tydzień wolnego - wracam do Polski po rodzinę i samochód.

Niebawem więcej.

Wasz Medicus Helveticus.

piątek, 4 grudnia 2009

Prostota, czyli wypisuję zwolnienie lekarskie w Szwajcarii

Z pewnością większość osób wie jak wygląda Polskie zwolnienie lekarskie. Kartka A5, dane osobowe pacjenta z numerem dowodu, informacja o chorobie, o ubezpieczeniu, o zakładzie pracy, o lekarzu... coś zapomniałem? Z pewnością tak bo pól do wypełnienia jest kilkanaście, najlepiej drukowanymi literami i nie wolno się pomylić!
Wszystko to dla naszego wspaniałego ZUSu, który wszystko dokładnie kontroluje. Przecież Polak jest z natury cwaniakiem i od razu by coś kombinował...

Jak wygląda zwolnienie lekarskie w Szwajcarii? Jest to kartka A6 - oho, o połowę mniejsza od Polskiej!

Piszemy na niej następujące rzeczy:
1. Do rąk:  (opcjonalne)
2. Imię i nazwisko
3. Zakreślamy chorobę lub wypadek
4. Początek leczenia
5. Ilość dni niezdolności do pracy lub okres czasu i procentowa niezdolność.
6. Data i podpis lekarze.

TYLE!

Tak, tutaj wychodzi się z założenia, że pacjent mówi prawdę i nie chce oszukiwać ale jest zasadnicza różnica:

W tym kraju nie ma takiego tworu jak ZUS. Każdy zawiera ubezpieczenie chorobowe z dowolną firmą ubezpieczeniową, w wybranym przez siebie zakresie. Czytałem dzisiaj że ZUS zbankrutuje i każda w tej chwili wpłacona złotówka jest praktycznie wyrzucona w błoto. Nikt z nas w wieku poniżej 40 lat raczej nie otrzyma emerytury. Nie dziwi mnie to wcale, ale też nie wyobrażam sobie co można zrobić??? Chyba najlepszym wyjściem jest opuszczenie Polski...

wtorek, 1 grudnia 2009

Pandemrix, czyli szczepienie na świnską grypę...

Wszyscy w pracy się szczepili to i ja się na to zdecydowałem. Głównie dla bezpieczeństwa mojego dziecka, wiadomo, mam kontakt z wieloma chorymi osobami.

Zaszczepiłem się wczoraj około 12 w południe. Zastrzyk nie bolał.

Po godzinie zacząłem odczuwać niewielki ból w miejscu wkłucia.

Po 6 godzinach złe samopoczucie.

Po 8 godzinach przeczulica skóry, pierwsze dreszcze.

Po 12 godzinach cały się trząsłem, mimo 22 stopni w mieszkaniu było mi cholernie zimno, zacząłem się ubierać w bluzy, chodzić po mieszkaniu, włączać piekarnik żeby było cieplej... Moje dłonie były białe i zimne jak lód. Tętno około 100-110 / min.

Po 13 godzinach położyłem się spać. Ubrany w 2 dresy, pod 2 kołdrami i kocem trzęsłem się dalej... Tętno dobija do 120/min. Szacuję gorączkę na 39-40 stopni.

W nocy obudziłem się mokry. Tętno dalej ponad 100/min.

Wstałem 24 godziny po szczepieniu. Samopoczucie lepsze, dreszcze jeszcze minimalne, ręce spuchnięte. Tętno dalej ponad 100/min. Byłem krótko w pracy żeby zdać sprawozdanie. Temp. 38 stopni.

28 godzin po szczepieniu dochodzę do siebie. Tętno 90/min. Temp. 37,5. W dalszym ciągu boli mnie ręka w miejscu wkłucia, a raczej cały bark.

Tak więc warto się nad ta szczepionką zastanowić i rozważyć plusy i minusy szczepienia na świńską grypę. Zaszczepiliśmy w ostatnim tygodniu około 100 osób a ja byłem pierwszym takim przypadkiem, mimo tego że jestem w pełni zdrowy.

A wracając do mojej pięknej wsi. Zostaliśmy dziś oficjalnie odcięci od świata. Wczoraj i przez noc spadł prawie metr śniegu i jest niebezpieczeństwo lawin.