środa, 30 grudnia 2009

Święta, Święta...

... i po Świętach.

Moja podróż był bardzo ciekawa. Prawie 1700 km, 29 godzin jazdy z przerwami. Śnieg, deszcz, ślisko, super. Samochód załadowany do granic możliwości. Sam się zdziwiłem ile może się zmieścić w SUVa.

Reszta rodzinki dotarła samolotem i zaczęło się nowe życie. Jest inaczej, zupełnie inaczej niż w Polsce. Z jednej strony miło i przyjemnie, z drugiej na pewno drożej w kwestii wyżywienia niż na początku myślałem - normalne zakupy spożywcze świąteczne to 250-300 CHF, jednak zarobki rekompensują wszystko.

Urzędy też się nie spieszą. Czekam już miesiąc na dowód obcokrajowca i oficjalne pozwolnie na pobyt i pracę. Na szczęście założyłem bez problemu konto w banku i jutro będzie pierwszy pełny przelew za miesiąc pracy. :)

A w pracy... sajgon! :) Nagle po Świętach zjechało się pełno turystów. Z dnia na dzień pojawiły się tłumy na ulicach, tworzą się korki na parkingach przy sklepach i nie ma czasu siąść w przychodni. Codziennie kilkanaście urazów narciarskich, oczywiście dalej przeziębienia, grypy, "dziwne" dermatozy, ospy wietrzne, dzisiaj kilka przypadków zakażeń rotawirusami. Nie nudzimy się, ale jestem zadowolony. Wspaniała okazja na poznanie traumatologii - przeważają kolana i oczywiście złamania loco typico. Większość złamań to początkujący snowboardziści, nie umią po prostu upadać i łamią sobie ręce.

Dziś dyżur, jest pierwsza w nocy i mam nadzieję, że już nikt nie zadzwoni, ale prawdziwym wyzwaniem będzie pojutrze Sylwester i Nowy Rok. Mam dwa dyżury pod rząd w te wyjątkowe dni i szykuję się już psychicznie na brak snu. Może być ciekawie. :)

Dobranoc z 1600 m n.p.m.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz