sobota, 30 stycznia 2010

W poszukiwaniu pracy

Ostatni dni były dość burzliwe.

Udało mi się wziąć 2 dni wolnego. Czwartek był i tak wolny, bo zawsze pracuje jeden lekarz dyżurujący a środę wziąłem wolne. Wstępnie miałem umówioną jedną rozmowę kwalifikacyjną bądź tzw. Hospitation w Niemczech.

Hospitation to wspaniała możliwość poznania przyszłego miejsca pracy. Polega to na pracy lub obserwowaniu oddziału przez cały dzień pracy, od raportu przez wizytę, operacje, przychodnię, SOR - łącznie z przerwą obiadową. Większość czasu spędza się z innymi asystentami więc można o wszystko wypytać.

Jak wspominałem miałem jedną Hospitation w czwartek, ale kilka dni wcześniej niespodziewanie wieczorem zadzwonił do mnie szef innej kliniki z propozycją Hospitation u nich. Długo nie myśląc umówiłem się w środę na 7 rano... problem w tym, że we wtorek pracowałem do 18 a miałem 800 km drogi.

Przyszedłem z pracy, zjadłem, spakowałem się i wyruszyłem około godz. 21 w drogę. Cała Szwajcaria, przeprawa pociągiem przez tunel i dalej prawie 600 km po niemieckich Autobahnen. Oczywiście zaspałem trochę na jednym parkingu i w konsekwencji musiałem pokonać ostatnie 200 km w nieco ponad godzinę. Udało się - uwielbiam autostrady z 3-4 pasami w każdą stronę. ;)

Wrażenia: młody zespół, szef też stosunkowo młody ambitny normalny i konkretny, szpital dobrze wyposażony. Od razu asystowałem przy dwóch zabiegach. Artroskopii kolana i osteotomii korekcyjnej piszczeli. Ta druga przy pomocy nawigacji 3D Aesculap Orthopilot. Kosmos!!!

 

 
Rozmowa z szefową kadr również owocna. Ogólnie bardzo pozytywnie.

Nocowałem niedaleko u rodziny. Niestety musiałem wstać o 4 rano, żeby dojechać do drugiego szpitala.

Wrażenia były trochę gorsze. Sam szpital na najwyższym światowym poziomie. SOR jest trudny do opisania. Jest tam po prostu wszystko. 2 shock rooms z pełnym wyposażeniem z USG 4D włącznie, obok 2 sale operacyjne, CT 64 rzędowy, piętro niżej MRI, PET-CT, radiologia z głowicą roboto-podobną, wszystko cyfrowe. Na bloku operacyjnym widziałem chyba 5 nowiutkich luminaxów z touch screenami, wszystkie z podłączeniem do sieci. Blok OP wg. najwyższych standardów, śluzy, taśmociąg dla pacjentów, laminarne przepływy powietrza nad polem OP. To wszystko robi kolosalne wrażenie. Niestety gorsze wrażenie zrobiła na mnie kadra. Asystenci, którzy pracują tam rok czasu nie umieli sprawnie zakładać szwów, inna asystentka po 3 latach nie robiła tracheostomii, a dopiero niedawno wkłucie centralne - wygląda więc na to że dużo nie operują. Na temat szefa nie będę się wypowiadał - trochę dziwna osoba.

Wybór jest zasadniczo jasny, jednak poczekam jeszcze kilka dni. Wczoraj ukazało się moje nowe ogłoszenie o pracę i zobaczę jakie będą odpowiedzi.

Droga powrotna była fatalna. Po całym dniu od 4 rano, Hospitation od 7 do 16, zjadłem i wyjechałem o godz. 18. Trasa 1000 km. Co godzinę śnieg, sucho, śnieg, sucho. Po drodze dwa wypadki, jeden TIR w poprzek autostrady. W Szwajcarii zjechałem na złą autostradę i musiałem nadrobić 100 km... dojechałem na 6:45 a na 8 do pracy. Dyżur 24 godz. Dzień ledwo przeżyłem śpiąc od czasu do czasu na siedząco w gabinecie. Na szczęście po 18 nie miałem przez całą noc żadnego wezwania. Uffff.

Wczoraj oznajmiłem szefowi, że rezygnuję i pracuję do końca lutego. Przyjął to do wiadomości, dziś zaniosłem mu wymówienie na piśmie. Podobno jest już ktoś na moje miejsce. Następny do wyzysku? Mój kolega lekarz zostaje jeszcze dwa miesiące - musi mieć minimum 6 miesięcy stażu ze względu na nostryfikację swojej specki z med. rodzinnej. Współczuję mu...

W Szwajcarii brak ofert na ortopedię i chir. urazową, ale szukam jeszcze dalej, może coś się trafi, a jak nie to zawsze można tu wrócić z większym doświadczeniem. Takie przeprowadzki nie są trudne, a szpitale chętnie je finansują. ;)

Wygląda więc, że będzie nowy blog MEDICUS GERMANICUS. Miłego weekendu i nie przepracujcie się ci co dyżurujecie.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

To tylko ludzie...

Tak sobie tłumaczę zaistniałą sytuację. Złote czasy Szwajcarii już nieco minęły i jadąc tutaj zdawałem sobie z tego sprawę, że nie będzie łatwo: w zimie dużo pracy, odległa od cywilizacji miejscowość, trudności z integracją - na to wszystko byłem przygotowany.

Nie byłem jednak przygotowany na wykorzystywanie pracowników i wrogość do obcokrajowców. Podwójna liczba godzin pracy niż w umowie jest tu niejako normą - potwierdzili mi to ratownicy medyczni z Niemiec, którzy tu pracuję. Mobbing ze strony pielęgniarek w stosunku do kolegi lekarza z innego kraju - niestety nie włada on dobrze niemieckim więc nie może odbić piłeczki. Ze mną próbowały, ale średnio im to wychodzi. :)

To i inne rzeczy pozostawiają pewien niesmak. Jestem zadowolony ponieważ sporo się tu nauczyłem w połączeniu z dobrymi zarobkami, ale czas iść dalej, kontynuować specjalizację, w końcu znów operować. Pojutrze ruszam w podróż do Niemiec na pierwsze rozmowy kwalifikacyjne. Moje poszukiwania pracy w klinikach Szwajcarskich pozostają na razie bez rezultatu, ale na szczęście w Niemczech nie ma problemu ze zdobyciem pracy.

Życzcie mi szczęścia.

sobota, 16 stycznia 2010

Czy nadszedł już czas, aby iść dalej?

Wszystko na to wskazuje.

W ostatnich 2 tygodniach mogliśmy zaobserwować całkowite załamaniu rynku turystycznego. O ile w grudniu była masa turystów, to po pierwszym tygodniu stycznia wszyscy wyjechali i nikt nie przyjechał na ich miejsce. Jesteśmy we trzech, kierownik, ja i kolega z innego wschodniego kraju i się po prostu nudzimy. W ciągu dnia mamy kilku pacjentów, a w tym czasie tubylcy chcą tylko do kierownika bo go znają i on jest zawalony. Sytuacja ekonomiczna przychodni jest kiepska. Nie ma pracy i zaczynam mieć wrażenie, że tracę tutaj czas - tym bardziej że mam w tym momencie przerwę w specjalizacji, nie mogę operować. Dlatego po rozmowie z szefem doszliśmy do wniosku, że nie zostanę tutaj na rok i zacznę się rozglądać za inną pracą - w klinice. Mam też zastrzeżenia do pewnych zachowań i mentalności tubylców. Odczuwa się też momentami niechęć do obcokrajowców, ale tak jest wszędzie, a szczególnie w małych miejscowościach. To jest temat na osobny wpis.

Prawdopodobnie zostanę jeszcze do końca sezonu narciarskiego, ale dałem już kolejne ogłoszenie w Ärzteblatt które pojawi się za 2 tygodnie. Wysłałem też zapytania do kilku klinik, które szukają asystentów i mam pozytywne odpowiedzi, zaproszenia na rozmowy kwalifikacyjne. Nie jest więc źle i patrzę optymistycznie w przyszłość. Praca jest i można wybierać w ofertach. :)

Pozostaje tylko pytanie, czy zostaniemy w Szwajcarii czy w pojedziemy do Niemiec. Możliwe, że blog zmieni nazwę na Medicus Germanicus. ;)

piątek, 8 stycznia 2010

Jak pomagamy poszkodowanym w Szwajcarii.

Zainspirowany tym artykułem: http://pokazywarka.pl/3c4url/ pt. "Nocna przygoda w pogotowiu ratunkowym" postanowiłem opisać jak to wygląda u nas. Pracuję w małej praktyce lekarskiej ale w sezonie zimowym mamy pod opieką 2500 mieszkańców z 3 wsi i ponad 10000 turystów. W nocy i w dni wolne pełnimy dyżury pod telefonem będąc w domu, ale nie nudzimy się.

Załóżmy więc, że w środku nocy w naszej wsi turysta upada i rozcina sobie twarz. Są 3 możliwości.

1. Dzwoni pod numer alarmowy 144. Dyspozytor łączy go ze mną, umawiamy się w ciągu kilku/kilkunastu minut w przychodni.

2. Dzwoni bezpośrednio pod numer przychodni - połączenie jest przekazywane na moją komórkę.

3. Przychodzi do przychodni, wciska guzik i interkom łączy go również z moją komórką.

Po otwarciu przychodni wszystko zależy od stanu chorego. Jeśli jest jak w ww. przypadku to pomijamy oczywiście formalności. Zabieram go do gabinetu zabiegowego i zaopatruję ranę, monitoruję stan ogólny i dopiero po załatwieniu tego bierzemy się za papiery. Jeśli stan chorego wymaga zaopatrzenia w warunkach szpitalnych to są kolejne 3 możliwości:

1. Dzwonię po karetkę i moi koledzy, a raczej koleżanki odwożą go do najbliższego szpitala 30 km.

2. Zaopatruję doraźne ranę i pacjent jest zawożony przez rodzinę, znajomych lub też taksówkę.

3. W ekstremalnych przypadkach wzywam helikopter, który przylatuje w ciągu 5-10 min.

Załóżmy, że zaopatrzyłem ranę, pacjent czuje się dobrze, przystępujemy więc do papierów i rozliczenia. Pacjent podaje mi swoje dane osobowe, imię i nazwisko, datę urodzenia, miejsce zamieszkania, miejsce pobytu - hotel lub pensjonat i datę wyjazdu. Turyści, którzy nie są ubezpieczeniu w Szwajcarii muszą zawsze zapłacić za naszą pomoc - gotówką lub kartą. Wystawiamy rachunek, który upoważnia ich do zwrotu pieniędzy po powrocie do domu przez ich ubezpieczenia zdrowotne.

Najciekawsze pytanie: co robimy gdy pacjent nie ma przy sobie gotówki lub karty? Zabieramy mu paszport? Zegarek? Nic z tych rzeczy. Puszczamy go do domu i prosimy o zapłatę następnego dnia. ZASADNICZO UFAMY PACJENTOM! Coś, co w Polsce jest nie do pomyślenia. I wiecie co? W ciągu ostatnich kilku lat nie było ani jednego przypadku, że pacjent nie zapłacił i uciekł! Daje to do myślenia....

[WYKOP]