piątek, 20 listopada 2009

Dyżur

i to pierwszy w życiu.

Cóż, tak wyszło, że do tej pory nigdzie nigdy nie dyżurowałem. Na stażu, jak to na stażu. W naszym szpitalu nie było zwyczaju dyżurowania a tym bardziej samodzielnego. Po stażu na oddziale nie było możliwości - tylko specjaliści, a na SOR nikt dobrowolnie nie szedł. Nasz szpital był w kiepskiej okolicy i na SORze było jak na wojnie.

W mojej nowej pracy trzeba dyżurować. Z reguły jest tak, że w dzień jest się w przychodni w normalnych godzinach pracy a w nocy w domu pod telefonem. W razie wezwania jedzie się. Wezwania mogą być różne: albo ktoś zadzwoni pod telefon przychodni - wtedy jest przekierowanie na moją komórkę, albo zadzwoni dyspozytor karetek i numeru alarmowego że coś się dzieje i trzeba jechać. W karetkach nie ma lekarza i zawsze jest wezwania do kogoś z nas.

Wczoraj nadszedł ten dzień. Po niecałych 3 dniach pracy zostałem sam. Przychodnia jest w czwartki zamknięta więc byłem jedynym lekarzem na miejscu (+ 2 pielęgniarki i asystentki w godzinach pracy).

W dzień się dużo nie działo, kilkanaście osób z przeziębieniami, anginami i jedna z pewną grypą. Czy świńską - tego nie wiem. Był jeden wyjazd do sąsiedniej miejscowości - pojechał ze mną szef i karetka zabrała tą osobę do szpitala (niewydolność krążenia).
Skończyłem pracę, przyszedłem do domu. Telefon, dyspozytor. Młody mężczyzna zemdlał, nie wiadomo co się dzieje, jechać. Więc szybko telefon do szefa z pytaniem gdzie to miejsce jest, w Jeepa i buta. Karetka już była, tachykardia, pobudzenie, wyglądało na reakcję na antybiotyki które przyjmował od 3 tygodni na anginę. Szef dojechał, stwierdził podobnie, zabrali do szpitala. Dobranoc.

Największym problemem jest brak ulic i numerów. Tutaj tego nie ma - każdy dom ma swoją nazwę i szukaj wiatru w polu... resztę dyżuru przespałem w ciepłym łóżeczku. :)

Dziś miałem wolne, przyszły części komputerowe za które zapłaciłem majątek (majątek do pierwszej wypłaty ;)) i okazało się, że pamięć nie pasuje. Więc ponownie wybrałem się do większego miasta, trwało to wszystko prawie 3 godziny, ale wróciłem, uruchomiłem i działa. Śmiga aż miło!

Dzisiejszy wieczór odpoczywam i się relaksuję, a jutro trzeba płacić czynsz za 1,5 miesiąca. Brrr.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz