wtorek, 17 listopada 2009

Pierwszy prawdziwy dzień pracy

OK, nie powiem. Stresa miałem. Po 2 latach pracy na oddziale zabiegowym jest to nieco inna praca. Przede wszystkim całe spektrum wszelkich chorób i dolegliwości, interna.... Po drugie dzieci - lubię dzieci, mam nawet jedno i to bardzo fajne :) ale leczyć ich nigdy nie chciałem, może obawiałem się czegoś, nie wiem.
Tak, tutaj też przychodzą dzieci, na dodatek gadające w niezrozumiałym dialekcie. Dzisiaj przyszło jedno takie z gorączką. Szef znając moje obawy przydzielił je do mnie i zostawił - wredny nie? ;) Wyszło bronchitis ale objawy były jednoznaczne, uff. Ja przeżyłem, dziecko też. ;)
Poza tym zauważyłem, że szef a raczej pielęgniarki przydzielają mi raczej przypadki zabiegowe i urazowe. Tak więc jestem odpowiedzialny za ściąganie szwów - 3 pacjentów, traumatologię - 2 pacjentów i miałem okazję poprowadzić punkt szczepień. Rząd szwajcarski zakupił dla obywateli szczepionkę na świńską grypę i szczepiłem osoby z  grup ryzyka. Miłe urozmaicenie.
Miałem też pierwszy wyjazd "firmowym" jeepem do pacjentki. Teoretycznie do zdjęcia szwów - praktycznie okazało się, że rana jest zainfekowana z krwiakiem, który sam się ewakuował. Skończyło się na mini operacji w warunkach polowych. Pielęgniarka trzymała latarkę, syn ww. pani serwetę a ja zrobiłem nekrektomię. :)
Wyżywieniowo jestem chyba kompletnie zaopatrzony, jeszcze żelazko i stałe łącze internetowe - tego brakuje mi do materialnego szczęścia. Do duchowego - żony i dziecka... jeszcze miesiąc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz