niedziela, 15 listopada 2009

Pierwszy poranek, czyli jak się tu znalazłem

Jestem młodym lekarzem, rozpocząłem 2 lata temu specjalizację zabiegową w klinice uniwersyteckiej gdzieś w Polsce. Miejsce pozarezydenckie... niestety część etatu. Wyciągałem około 500 zł miesięcznie, z premiami czasami 1000 zł, z dyżurami mogłem wyciągnąć 3000-4000 zł ale kosztem całkowitego poświęcenia życia osobistego - ze względu na małe dziecko podziękowałem, a musiałem i tak pracować prawie cały etat za tą małą stawkę aby się uczyć... Na szczęście miałem jeszcze inną pracę i żona też, jakoś wiązało się  koniec z końcem...
Od kilku miesięcy zacząłem popadać w przysłowiową depresję, perspektywy marne, sytuacja średnia, dalsze przedłużanie umowy na tych samych warunkach, 2 rok specki a ja stoję w miejscu, co dalej??? Etat akademicki nie spełniał się przez ponad rok, ale niestety kierownictwo nie miało na to wpływu... Jedyna rzecz, którą dobrze wspominam to koleżanki i koledzy z pracy, super kierownik oraz oczywiście mój mentor. Wspaniali ludzie, którzy sporo mnie nauczyli i zawsze chętnie udzielali porad i pomocy.
Znam język niemiecki więc stwierdziłem, że nie będę dłużej siedział w Polsce. Dałem ogłoszenie w Ärzteblatt, że szukam pracy. Niemcy nie mają rewelacyjnych zarobków, ale można normalnie żyć i przede wszystkim uczyć się na wysokim poziomie. Odpowiedzi przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że ja, asystent w klinice, który w Polsce nic nie znaczył, jest w Niemczech pożądanym, poszukiwanym pracownikiem. Dostałem około 40 (czterdzieści!) ofert pracy "od już" w mojej dziedzinie zabiegowej. Zarobki 2500-3000 Eur netto miesięcznie, więc całkiem fajne.
Planowałem odpisywanie, rozmowy kwalifikacyjne, oglądanie szpitali na jesieni, ALE... jako ostatnia oferta przyszedł list ze Szwajcarii. Mała przychodnia położona wysoko w Alpach, zaopatrująca wszystko od kataru do złamań ze stoków poszukuje lekarza.
Zadzwoniłem, warunki rewelacyjne, zarobki rewelacyjne, lifestyle rewelacyjny!!!
Miesiąc temu poleciałem tam. Podróż dość daleka, samochód, samolot, pociąg, autobus, w sumie około 12 godzin. Zobaczyłem małą miejscowość w najwyższych Alpach, w dolinie, poznałem bardzo miłych właścicieli przychodni, podpisałem umowę.
Warunki? Pracuję 3 dni w tygodniu (dyżury na miejscu a w nocy pod telefonem), 6 tygodni urlopu w roku, gratisy SPA, ski-pass, i nie zarabiam 500 zł miesięcznie. Nie. Tyle zarabiam teraz w kilka godzin! :) Przypomina to nieco sytuację i zarobki w latach 80. i zarobki na zachodzie. :)

Więc jestem, na razie sam przez miesiąc, później ściągnę rodzinkę. Mieszkanie fajne, nowe, opłaty tylko minimalnie wyższe niż w Polsce. Dzisiaj niedziela, mam jeszcze wolne, od jutra do pracy. Jest dobrze! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz