sobota, 28 listopada 2009

Turcy i pijany Anglik, czyli powoli zaczyna się sajgon

Mieszkam w miejscowości żyjącej głównie z turystyki narciarskiej. Sezon zaczyna się na dobre pod koniec roku i miejscowa populacja zwiększa się kilkukrotnie, ale już wczoraj mogłem odczuć pierwsze zwiastuny.

Miałem dyżur pod telefonem i zbierałem się już do domu kiedy przyjechała taksówka. Wysiadło z niej małżeństwo z Turcji. Mężczyzna miał prawdopodobnie świńską grypę, ponieważ miał kontakt z potwierdzonym przypadkiem. W trakcie badania jego żona odebrała telefon. Ich znajomy się wywrócił i prawdopodobnie złamał nos. Czekanie pół godziny, przyjechał, RTG bez śladów złamania, nic mu nie jest. Chłopak zapłacił za moją usługę prawie 250 CHF, no ale w takim miejscu trzeba się spodziewać takich cen.

Wróciłem do domu po 20, posiedziałem, zjadłem, śpię, telefon. Ledwo przytomny odbieram widząc numer dyspozytora. "Panie Doktorze, za 20 min. przyjedzie do Pana pacjent z raną ciętą ręki."

"OK, danke, gute Nacht." Która to godzina? 3:30! Ledwo otworzyłem przychodnie już była taksówka.

Wszedł chłopaczek z ręką zawiniętą papierem, zakrwawiona. Anglik, pijany, przestraszony ale grzeczny, ledwo 20 lat. Obejrzałem, kazałem umyć w umywalce, ranka ledwo widoczna, może 1,5 cm, jeden szew bez lidokainy - w takim przypadku nie opłaca się znieczulać bo bardzie boli wkłuwanie niż założenie jednego szwu. Opatrunek. Ready.

W trakcie czekania na taksówkę pogadaliśmy o sytuacji na stokach - podobno jest całkiem fajnie 2 km wyżej. :) Bye bye. Muszę sobie zapisać hasła do komputerów bo zapomniałem i nie mogłem skasować chłopaka za usługę, a szefa nie chciałem budzić o 4 rano. To nic, dziś go skasują. ;)

A teraz, oprócz 4 godzin pracy w poniedziałek, 4 dni wolne. HURRA! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz